OPISUJE TOWARZYSKĄ STRONĘ HISTORII

0
1476

Spotkanie autorskie z Mariuszem Urbankiem, autorem 34 książek (jak dotąd) – biografii, zbiorów felietonów, legend, albumów – dziennikarzem i felietonistą odbyło się w Bibliotece na Jesiennej. Czytelnicy mieli okazję poznać literacki warsztat pracy Mariusza Urbanka od podszewki, dowiedzieć się jakiego rodzaju lektura spowodowała, że nosi dziś okulary, dlaczego spodziewał się, że książka „Genialni” będzie miała marną sprzedaż i z którym z bohaterów swoich książek najchętniej umówiłby się na wódkę. KTO NIE BYŁ, NIECH ŻAŁUJE.

 Witając przybyłe na spotkanie z Mariuszem Urbankiem audytorium Alicja Leskiewicz – kierowniczka Fili nr 23 MBP – podkreśliła, że książki pana Mariusza należą do ścisłej czołówki pozycji wypożyczanych na Jesiennej. Kulturalno-biblioteczną ucztę jako moderator poprowadził Jacek Antczak, prywatnie znawca i przyjaciel twórczości autora. Jacek Antczak: Które postaci, bohaterowie twoich książek, są opisane z miłością, a które z niechęcią? Mariusz Urbanek: Trzeba mieć do swoich bohaterów stosunek emocjonalny. Jest strasznie ważne, żeby to było dla mnie prywatnie ciekawe. Większość z tych biografii powstała dlatego, że chciałem się dowiedzieć czegoś więcej o swoich bohaterach. Chciałem pozadawać im, nie mogąc już zrobić tego faktycznie w życiu, pytania o ich rozmaite wybory, o decyzje wobec wyzwań, które stawiała przed nimi historia. Na przykład chciałbym bardzo zapytać Juliana Tuwima, księcia poezji, który mógł wszystko, „Po cholerę był ci ten flirt z komunistami?”. Najpierw szukam takich odpowiedzi dla siebie. Muszę zrozumieć skąd się ich wybory wzięły, to pozwala mi, mam nadzieję, nie osądzać mojego bohatera. Dostałem kiedyś pytanie, odwołujące się do moich prawniczych korzeni, czy ja jestem wobec moich bohaterów prokuratorem sędzią czy adwokatem. Nie jestem żadnym z nich. Stawiając się w pozycji prokuratora łatwo można zmienić książkę w paszkwil, stawiając się w pozycji adwokata można napisać hagiografię. Ja nie chcę, ja chcę ich zrozumieć i to jak ich zrozumiem, pokazać czytelnikom, a czytelnicy sobie osądzą, jak będą chcieli. Próbuję pokazać jak oni sobie rozwiązywali rozmaite życiowe problemy. W przypadku Broniewskiego starałem się odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się dzieje, że człowiek, który na rok przed maturą ucieka do Legionów Piłsudskiego, walczy w nich trzy lata, który następnie się bije za Polskę w wojnie polsko-bolszewickiej i wychodzi z niej po czterech latach z Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych w PRL, zaczął uchodzić za dyżurnego poetę piszącego wiersze na kolejne obchody rocznicowe 1 Maja i Rewolucji Październikowej. Postaci, które opisuję to są postaci ze sceny politycznej a jednocześnie są zaangażowane w życie artystyczne, kulturalne, biorą udział w najważniejszych wydarzeniach swojego czasu. Niekiedy, w związku z tymi wydarzeniami, stają przed koniecznymi wyborami moralnymi, politycznymi, życiowymi. Opisuję towarzyską stronę historii. Wszyscy, o których piszę robili coś ważnego dla polskiej kultury i odcisnęli swoje piętno na polskiej rzeczywistości. Alicja Leskiewicz: Odnośnie biografii Leopolda Tyrmanda; jakie to uczucie, w ostatniej niemalże chwili, póki te osoby jeszcze żyły udało się panu dotrzeć do ludzi, którzy znali Tyrmanda w czasach powojennych? MU: Książka wyszła w 1992 roku, zawiera zapis 70 – 90 moich spotkań z ludźmi, którzy znali Tyrmanda w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku i rzeczywiście, gdy wziąłem ją do ręki trzy lata temu, stwierdziłem, że dziś byłaby to rzecz nie do powtórzenia, na liście nazwisk ludzi, którzy mi o Tyrmandzie opowiadali jest Stefan Kisielewski, Agnieszka Osiecka, Szymon Kobyliński, Eryk Lipiński, Bogdan Tomaszewski. Choćby przez to książka ta ma dzisiaj wartość, że te rozmowy dziś nie mogłyby się już odbyć. JA: Najnowsza z wydanych książek, książka „Genialni”, która ma w podtytule Lwowska Szkoła Matematyczna, stała się swoistym fenomenem, stała się bestsellerem. W książce, która opowiada o matematykach, UWAGA; nie ma matematyki i myślę, że to jest źródło tego fenomenu. Natomiast jest ogromna liczba anegdot, opowieści, historii biograficznych. Czy spodziewałeś się takiej popularności książki? MU: Kompletnie się nie spodziewałem. Polacy boją się matematyki i sądziłem, że jeśli w tytule pojawi się słowo matematyka, prawie nikt tego nie kupi. Obawiałem się wydania tej książki, wydawca zaplanował dziesięć tysięcy sztuk na I wydanie. Ja się złapałem za głowę. Pierwszy, przeciętny nakład książki w Polsce to jest dwa tysiące. Powiedziałem prezesowi wydawnictwa, „Wiesław to twoje pieniądze, to ty musisz to wydrukować i zapłacić za to. Ja do tego nie będę dokładał.” Zaryzykował. W tej chwili ta książka przekroczyła już pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy sprzedanych. JA: W książkach o lwowskich geniuszach matematycznych o Broniewskim, czy o Tuwimie opisujesz sytuacje z 1917 roku, rozmowy, otoczenie sprzed prawie 100 lat. A przecież nie byłeś tam ani nie miałeś możliwości porozmawiania z ludźmi, którzy by ci o tym opowiedzieli, jak w przypadku książki o Tyrmandzie. Jak to robisz, że czytając twoje książki czujemy się jakbyśmy byli w środku jakichś wydarzeń? MU: Posługuję się świadectwami ludzi, którzy przy tych wydarzeniach byli. Przygotowując się do napisania książki, do opisania każdej postaci, czytam wszystko, co o tych ludziach zostało napisane. Łącznie z grubymi, napisanymi hermetycznym językiem rozprawami habilitacyjnymi. Nie cytuję tego wszystkiego w moich książkach, to jest mi potrzebne, żeby coś sobie o człowieku poukładać. A każdy przywołany fakt, dialog, każda przywołana anegdota, ma pieczęć prawdziwości. Powołuję się wyłącznie na świadectwa ludzi, którzy byli tego świadkami, pili z Broniewskim wódkę, byli w knajpie z Tuwimem, siedzieli w Szkockiej przy koniaku z Banachem i następnie we wspomnieniach, pamiętnikach, listach gdzieś to zapisali.

PODZIEL SIĘ
Następny artykułCO TO…?

Zostaw komentarz

Please enter your comment!
Please enter your name here